wtorek, 28 grudnia 2010

* * * (Po równi chwiejnopochyłej...)


„Gdyby mieli silniejszą głowę i więcej smaku,
byliby astronomami.”
Pijacy, Zbigniew Herbert
* * *

po równi chwiejnopochyłej
wraca z kolejnej podróży
niedoszły astronom
wyklęty przez żonę i dzieci

śnieg jak biel pościeli
upranej przez matkę
która zniesie wszystko

to jeszcze nie tu
jeszcze parę kroków

jutro rano spotkasz go na rogu
zbierającego drobne
na kolejną podróż do gwiazd

* * * (Lepiej stąd odejdź...)


lepiej stąd odejdź
mam brudne ręce, myśli
nie wejdę do twojej świątyni
oszczędzę jej kwiaty

lepiej stąd odejdź
od dłuższego czasu kreuję się na potwora
jestem jaskinią
zamieszkaną przez pająki

w najgłębszym zakamarku
siedzę nagi, zziębnięty

Agonia przykryta bielą


na ostatnim spacerze
nawdychałem się cienia

zalegając w płucach
wydziela czarną substancję
dozowaną regularnie
w każdy zakamarek ciała

oto stanął przede mną jak głodny, zmarznięty starzec
martwy świat
dla niepoznaki przykryty bielą

będąc świadkiem jego odwiecznej agonii
z pokorą czekam coraz dłuższych dni
wsłuchany w wietrzne largo
requiem grane na organach śmierci